Nadodrze otwarte na turystów

Czym od lat kusi turystów Odra i jej otoczenie oraz jakie są perspektywy krajoznawczo-turystyczne w regionie Chojny i Cedyni? Rozmowa z Ryszardem Mateckim z nadodrzańskiej Zatoni Dolnej.

Jak zmienił się potencjał infrastruktury turystycznej w regionie w ostatnich latach?

Województwo zachodniopomorskie kojarzone jest głównie z wybrzeżem i nadmorskimi miejscowościami, co jest zrozumiałe - mamy najbardziej atrakcyjne bałtyckie plaże w Polsce. Znane było także ze swej dzikości i niezwykłej przyrody Pojezierze Drawskie – raj dla kajakarzy i wodniaków. Południe województwa, pas Nadodrza zdawał się być, mimo swej niewątpliwej urody i bliskości dużych aglomeracji, krainą zapomnianą. Konsekwentnie realizowany przez Urząd Marszałkowski plan inwestycji w infrastrukturę, zdaje, w mojej ocenie, egzamin. Postawienie na rozwój sieci ścieżek rowerowych stworzyło swoisty krwioobieg, którym przemieszczają się turyści do punktowo rozmieszczonych atrakcji. Dobrym przykładem jest most w Siekierkach, który nie tylko połączył polski system ścieżek rowerowych z Europą, ale stał się atrakcją samą w sobie. W połączeniu z promem w Gozdowicach, nadodrzańskimi muzeami Rejonu Pamięci Narodowej, magicznym Moryniem z pięknym jeziorem, historyczną Cedynią, licznymi rezerwatami i pagórkowatym polodowcowym krajobrazem, stworzona została kompleksowa oferta turystyczna, dla której warto się wybrać w nasz region. Prócz tego powstają inwestycje, które mogą być zaczynem myślenia o ożywieniu w miejscach nie kojarzonych dotąd z turystyką. Mówię tu np. o platformie widokowej w Widuchowej, która do tej malutkiej miejscowości ściągnęła rzesze odwiedzających. To myślenie jest mi bardzo bliskie. Jedną z pierwszych atrakcji, która powstała w naszym regionie, była udostępniona turystom ponad 11 lat temu Dolina Miłości w Zatoni Dolnej, która stała się turystyczną bramą do Cedyńskiego Parku Krajobrazowego. Dziś musimy po raz kolejny walczyć o rewitalizację tego miejsca.

Na początku roku dość emocjonalnie opisał Pan stan Doliny Miłości.

Moje emocje są zrozumiałe dla każdego kto wie, ile serca włożyłem w rewitalizację tego miejsca.
Jak mówi legenda w połowie XIX w. Anna von Humbert stworzyła park dla swojego męża, który wyruszył w długą podróż. Po jego powrocie w dworze odbyło się przyjęcie, po którym goście udali się na spacer w kierunku nadodrzańskich wzgórz i przed wejściem do parku przywitał ich rozpięty między dwoma bukami transparent „Oto dolina, którą miłość stworzyła”. Park przez lata rozwijał się stając się jedną z największych atrakcji Nadodrza. Powstał tu zwyczaj zaręczania się. Po wojnie, leżąca tuż nad samą Odrą Dolina Miłości zarosła, została zapomniana. Gdy sprowadziliśmy się w 1994 roku do Zatoni Dolnej dostrzegliśmy jej urodę i potencjał. Dzięki wieloletnim zabiegom udało się doprowadzić do jej rewitalizacji i udostępnienia turystom kilkunastu kilometrów ścieżek spacerowych, mostków i ławeczek, zadaszeń, stawów z rzeźbami czy ekologicznego placu zabaw. Niestety w ostatnich latach zarządca terenu doprowadził poprzez swoje zaniechania do degradacji tego miejsca, w związku z czym trwają zabiegi o jego ponowną rewitalizację. Jako, że nagłośniłem problem w mediach, borykam się obecnie z procesami sądowymi, wytoczonymi mi przez Federację Zielonych Gaja, która poczuła się urażona moją krytyką. Póki co wygrywam kolejne sprawy i mam ogromną nadzieję, że i wygra na tym wszystkim Dolina Miłości.

Katastrofa na Odrze to dramat dla nadodrzańskich gmin. Ta ekologiczna tragedia może zmienić nasze myślenie o przyrodzie i turystyce w regionie?

Powodzie z lat 1997 i 2010 pozwoliły rzece się zregenerować, oczyścić z chemicznych osadów i zaczęliśmy już myśleć o Odrze, jako o miejscu czystym, bogatym przyrodniczo. Jak widać nasze myślenie było zbyt optymistyczne, bo ciągle trwało systematyczne podtruwanie. Gdy warunki były najmniej sprzyjające – niski stan wód, wysokie temperatury – doszło do tragedii, przed którą ostrzegali naukowcy, aktywiści rzeczni.
Duże rzeki mają ogromny potencjał samooczyszczania, ale powinniśmy zostawić je w spokoju. Odra, która jest rzeką dość mocno uregulowaną, będzie miała duże trudności - brakuje łęgów, starorzeczy, rozlewisk, łach piaskowych, a na dodatek wdrażane są obecnie kolejne pomysły podnoszenia klasy żeglowności rzeki. Wiąże się to z drastyczną przebudową linii brzegowej i pogłębieniem koryta. Zapewne działa to na korzyść kilku spółek transportowych i firm, które prowadzą prace budowlane, ale jest to wbrew interesom społeczności mieszkającej nad Odrą – w dobie postępującej suszy woda jeszcze szybciej odprowadzona zostanie do wyregulowanego koryta rzeki i jeszcze szybciej znajdzie się w Bałtyku. Gdy uświadomimy sobie, że rzeka to nie rynna z wodą, po której pływają barki, lecz cały ekosystem, którego jesteśmy częścią, to dopiero zmieni się nasze myślenie o przyrodzie. Jestem pesymistą – uważam, że dopiero suche krany, wyschnięte ogrody i drastyczne podwyżki cen wody przyniosą nam otrzeźwienie. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku walki, bo dobro przyrody to nasze dobro, bo jesteśmy jej częścią.
Katastrofa ekologiczna może przynieść też dalsze skutki – rozpad tkanki społecznej. Ludzie, którzy zainwestowali nad Odrą, którzy postanowili tu żyć i pracować, stracą sens i cel dalszego działania, co spowoduje migrację najwartościowszych społecznie jednostek, liderów społeczności. Region będzie pustoszeć, bo młodzi ludzie będą uciekać do innych ośrodków, szukając pracy, rozrywki, więzi. To będzie wtórna katastrofa, bo będziemy mieć do czynienia z terenem zdegradowanym zarówno przyrodniczo, jak i społecznie.

Dodaj komentarz