Centrum światowej mody skupia się wokół takich miast jak Mediolan, Paryż czy Tokio. Jak zostać zauważonym w branży projektowania i wzornictwa? Ciężka praca i trochę szczęścia to element konieczny, ale niewystarczający. O „przebijaniu” się w branży modowej rozmawiamy z 18 letnim gryfinianinem – Jonaszem Janiszewskim
Ten rok okazał się dla Ciebie bardzo pracowity. Matura, kontrakt modelingowy z zagraniczną agencją i pierwszy artystyczny pokaz mody. Które z tych wydarzeń spędzało najwięcej „snu z powiek”?
-
Matura to pewien etap, który jest dość przewidywalny i można się do niej przygotować. Na kontrakt modelingowy ma się niewielki wpływ – albo ktoś zwróci na ciebie uwagę, albo nie. Własny pokaz mody to już inna kwestia, w której liczy się przede wszystkim inwencja i cierpliwość. Nie ukrywam, że musiałem go „wychodzić” po różnych instytucjach i urzędach. W końcu udało się znaleźć miejsce w szczecińskim Domu Kultury „13 Muz”. Takie przedsięwzięcie wymaga pracy około 6 miesięcy; ja miałem połowę tego czasu. Na szczęście mogłem liczyć na znajomych, którzy zaangażowali się technicznie – praktycznie od dekoracji po kompozycję muzyki. Postanowiłem swój pierwszy pokaz zaprezentować w stylu artystycznym. Szycie kolekcji zakończyłem w nocy przed projekcją. Dzień tak zwanej „próby” odbył się 25 września i został podzieliliśmy na dwa etapy. Pierwszy był zamknięty dla bliskich i znajomych Zespołu. Modele i modelki stanowiły grono kilkunastu osób więc ich rodzina i przyjaciele zapewniały już sporą widownię. Drugi pokaz był otwarty dla publiczności. Nie ukrywam, że obawiałem się o widownię, ale jak zaczęło brakować wolnych krzeseł i ludzie ustawiali się pod ścianami, pojawiły się inne niepewności. Zacząłem się martwić, że modele nie będą mieli swobodnej przestrzeni. Na szczęście wszystko się udało. Moja kolekcja posiadała swój przekaz tematyczny, który skupił się na myślach człowieka w okresie dojrzewania. Trudno byłoby taką koncepcję przedstawić w formie użytkowej. Dlatego poszedłem w artyzm. Emocje kolekcji prezentowały modelki i modele od 16 lat, do wieku „zasłużonej” emerytury. Wszyscy stanęli na wysokości zadania i jestem z nich dumny. Na pewno było to mega doświadczenie dla nas wszystkich, zaangażowanych.
-
Świat mody od początku był bardzo schematyczny i hermetyczny. W ostatnich latach coś się zmieniło?
-
Schematyczność w świecie mody od zawsze związana była z odpowiednią proporcją modelek i modeli. Trudno zrobić komercyjną kolekcję i zaprezentować ją w dysproporcji. Po prostu ciuchy lepiej wyglądają na modelach o odpowiednim wzroście i sylwetce. Ostatnia dekada w świecie mody przyniosła jednak spore zmiany. Przede wszystkim nastąpiło otwarcie na wszelkie odmienności i niedoskonałości. Nie jest już rzadkością spotkanie modela na wózku inwalidzkim czy oficjalny manifest płci na wybiegu. Praktycznie rozmyły się trendy w kategoriach czy coś w danym sezonie jest modne, czy nie. Nawet kicz doczekał się swojego osobnego nurtu. Trendy w modzie nieustannie się przenikają i zataczają swoiste koła. Obecnie wracają w łaskę szerokie spodnie czy „ciężkie” kreacje. Dziś trudno stworzyć typowo „kiczowatą” kolekcję, ale niektórym się to udaje. W modzie zawsze istniała cienka granica pomiędzy artystyczną koncepcją a typową „porażką stylistyczną”.
-
Jakie masz plany na przyszłość? Czy jakiś kolejny pokaz?
To się cały czas dzieje. Teraz pracuję nad nowymi projektami. Uwielbiam szyć na zamówienie. Ostatnio realizowaliśmy teledysk, do którego przygotowałem stylizację w klimacie lat 60-tych. Przede wszystkim jest to super zabawa w gronie ciekawych ludzi. W przyszłym roku planuję kolejny pokaz, a jeśli studia, to chyba nie będzie zaskoczeniem, na jakimś kierunku artystycznym.
-
Dziękuje za rozmowę