ZAŚLUBINY Z BAŁTYKIEM JANA KARASZEWSKIEGO

75 lat temu.

Właśnie w połowie marca 2020 roku minęło 75 lat od historycznego momentu kiedy żołnierze polscy po krwawych i zażartych bojach dotarli nad brzeg Bałtyku. Wśród żołnierzy I Armii Wojska Polskiego był podoficer z samodzielnego baonu saperskiego 3 Dywizji Piechoty- Jan Karaszewski, długoletni mieszkaniec Sarbinowa. Nawiązując do symbolicznego gestu wodza Błękitnej Armii gen. Hallera z lutego 1920 roku postanowiono dokonać symbolicznego aktu zaślubin Polski-polskich ziem odzyskanych po ponad ośmiu wiekach – z morzem. Ale zanim doszło do tego wydarzenia, żołnierze polscy metr po metrze wgryzali się w kołobrzeską twierdzę, przeoraną kanałami i rowami , ufortyfikowaną, naszpikowaną minami, ziejącą ogniem wszystkich rodzajów broni. Pontoniacy saperzy często godzinami pod gradem pocisków brnęli w wodzie i kołobrzeskich bagnach budując przeprawy bo wroga trzeba było pokonać. Zginęło wtedy wielu jego kolegów a on sam twierdził, że przeżył piekło. I gdy wreszcie Kołobrzeg padł, zrobiło się ciepło, powiało wiosną, zaczęło świecić słońce. To wtedy nasz bohater zobaczył pierwszy raz morze. Zgodnie z tradycją każda polska jednostka, która dotarła na brzeg morza, składała tu uroczyste ślubowanie. 18 marca w Kołobrzegu w imieniu strudzonych bojem żołnierzy 1 Samodzielnego Pułku Możdzieży, 4 Pułku Czołgów Ciężkich, 5 Brygady Artylerii Ciężkiej oraz 12 i 18 pułku piechoty, w obecności zastępcy dowódcy I Armii WP ppł. Piotra Jaroszewicza nastąpiły najbardziej znane uroczystości zaślubin z Bałtykiem, a chorążym pocztu sztandarowego był właśnie kapral Jan Karaszewski. Dla pełnej informacji podaję, że w poczcie tym uczestniczyli, Mieczysław Mzura z Warszawy i kapral Franciszek Niewidziajło, który wygłosił sentencję ślubowania: ,, Przyszliśmy do ciebie morze , po ciężkim i krwawym trudzie. Widzimy, że nie poszedł na marne. Przysięgamy , że cię nigdy nie opuścimy. Rzucając pierścień w twe fale , biorę z tobą ślub , ponieważ tyś było i będziesz na zawsze nasze''. Rzucił złoty pierścień w morze a kapral Jan Karaszewski zanurzył w wodzie sztandar.''

Podobne uroczystości miały miejsce 15 marca w Dziwnówku gdzie 1 i 2 dywizja WP im. Henryka Dąbrowskiego dokonała jako pierwsza aktu zaślubin wbijając w brzeg biało-czerwoną flagę. Podobnie 17 marca ten podniosły akt powtórzyli w Mrzeżynie żołnierze z I Warszawskiej Brygady Kawalerii. Wykonane  na plaży w Kołobrzegu przez pułkowego fotografa- amatora zdjęcie w marcu 1945 roku przeszło do historii, oglądane jest w podręcznikach szkolnych, książkach, reportażach, trafiło nawet do obcojęzycznych wydawnictw i kronik filmowych. Zdobycie Wału Pomorskiego i Kołobrzegu okupione zostało największą daniną krwi i największymi ofiarami, stąd nadanie właśnie tej uroczystości tak wysokiej rangi. Ta historia jest znana ze wspomnień, z książek i reportaży. Ale od kulis miała ona szerszy wymiar, który znali tylko jej organizatorzy. Jan Karaszewski w swoich wspomnieniach pisał -,, Najwięcej kłopotu mieliśmy ze sztandarem. Dywizja znajdowała się od kilku tygodni w ciągłych warunkach bojowych, z dala od zaplecza. Sztandar pozostał w taborach, które gdzieś ugrzęzły. Skąd wziąć sztandar?-zastanawiali się dowódcy i żołnierze. Szukać taborów? A tu czas naglił. Liczyły się godziny i minuty. Postanowiliśmy uszyć sami. Ale wtedy znów okazało się, że w całej dywizji nie ma krawca. Wreszcie znaleźliśmy człowieka, który umiał obchodzić się nie tyle z nićmi co z dratwą. Władysław Miciuła – dowódca drużyny z 12 Pułku Piechoty, był z zawodu kamasznikiem. Wziął do pomocy Mieczysława Dziedzica i Stanisława Wójcika. Uszyli błyskawicznie flagi, było ich sześć. Jedną przysięgaliśmy morzu a pięcioma udekorowaliśmy brzeg.'' Historyczny sztandar, którym dokonano zaślubin morza został przekazany do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Muzeum to posiada również część ekwipunku Jana Karaszewskiego, które w czterdziestym piątym roku stanowiło wyposażenie żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Zanim Jan Karaszewski trafił nad morze i wziął ślub z Bałtykiem, przeszedł wiele rzek, przez które z kolegami przerzucał mosty, aby wojsko mogło iść dalej. Przeszedł również wiele w życiu, zanim trafił do odradzającego się Wojska Polskiego Urodził się 16 lutego 1922 roku w miejscowości Choczanówka woj. Tarnopolskie. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej rozpoczął naukę w zawodzie ciesielskim. 10 lutego 1940 roku wraz z rodziną został wywieziony na Syberię, w tajgę za Świerdłowskiem, pracował przy wyrębie i spławianiu drewna. Z informacji od Rosjan dowiedział się, że tworzone jest polskie wojsko. Zanim wyjechał minęło kilka tygodni. Wyruszył w drogę, po przejechaniu połowy drogi okazało się, że gen. Władysław Anders wyprowadził żołnierzy na Bliski Wschód. Wrócił do swojej głuszy i dalej ścinał drzewa a później trafił do kołchozu. Przyszło wezwanie do polskiego wojska, ,,cieszyliśmy się bardzo, płakaliśmy jak bobry, wiedzieliśmy, że coś się zmienia i nadchodzą nowe czasy'', tak pisał w swoich wspomnieniach. Znów zaświtała szansa dostania się do wojska. Dotarł do Sielc, gdzie uformowana już I Dywizja im. Tadeusza Kościuszki, właśnie odchodziła na front. Został jednak przyjęty jako rekrut, poddany szkoleniu, i przydzielony do formującego się właśnie samodzielnego baonu saperskiego, w jednostce dowodzonej przez pułkownika Lubańskiego, na front wyruszył z opóźnieniem. Nad rzekę Okę, na ,,chrzest bojowy polskiego wojska'' już nie zdążył. Jego wojenna droga wiodła przez rozległe stepy Ukrainy: od Kijowa przez Żytomierz, Młynów, Równe -do Lublina. W boju po raz pierwszy walczył pod Puławami, na Wiśle budował dla wojska przeprawy, później była Warszawa, a po niej Inowrocław, Piła, Szczecinek, Wał Pomorski i wspomniany już wcześniej Kołobrzeg. Rozminowywał Hel a w kwietniu przerzucał mosty na Odrze i na końcu robił przeprawy przez liczne kanały berlińskie. Na kilka godzin przed kapitulacją Berlina , na tydzień przed zakończeniem wojny został ranny, leczony był w polowym szpitalu. Wojna rozdzieliła jego rodzinę. Z dalekiego Świerdłowska do polskiego wojska wybrał się z ojcem i bratem, służyli w różnych formacjach I Armii a matka z trzema córkami i najmłodszym synem została za Uralem. Na froncie, o rodzinie wiedział niewiele. Z ojcem spotkał się w Warszawie, było to w czasie próby przeprawiania się przez Wisłę na moście Kierbedzia. Było to jedyne bardzo krótkie spotkanie w czasie całej wojny. Potem każdy poszedł ze swoją jednostką inną drogą. Kiedy wojna się skończyła, skierowany został do rozminowywania terenów na Pomorzu Zachodnim, między innymi okolic Jarosławca i Tczewa. W tym czasie odszukał rodzinę, którą ojciec jako osadnik wojskowy, wcześniej zdemobilizowany, przywiózł do Sarbinowa.

Do cywila trafił 20 lutego 1946 roku. W Sarbinowie założył rodzinę, został gospodarzem na 10 hektarach ziemi, hodując liczne stado bydła, nierogacizny i konie. Znany był jako jeden z najbardziej aktywnych działaczy społecznych, cieszył się autorytetem i zaufaniem w całej wsi. Był założycielem OSP a od 1950 roku jej komendantem. Wtedy strażakami byli przede wszystkim dawni żołnierze, jego rówieśnicy, kościuszkowcy, kompani frontowi. Ta wspólna przeszłość wojenna zespalała ich bardziej niż więzy rodzinne. Obecnie w straży pożarnej w Sarbinowie ich następcami są dzieci i wnukowie.

Człowiek, który zaślubił dla Polski Bałtyk, nasz skromny bohater, zmarł 1 czerwca 2000 r. W Sarbinowie przeżył 54 lata. Przez 50 lat przewodził Ochotniczej Straży Pożarnej. Odznaczony był wszystkimi medalami i odznaczeniami jakie żołnierz polski mógł osiągnąć na wojnie w obronie ojczyzny.

Jest pochowany na cmentarzu komunalnym w Sarbinowie, wśród wielu swoich wojennych towarzyszy z frontowych dróg. Mamy patriotyczny obowiązek pamiętać i pamięć tą przekazywać potomnym, co niniejszym z wielkim szacunkiem dla bohatera z Sarbinowa i historii naszej Małej Ojczyzny czynię .

Za udostępnienie materiałów z archiwów rodzinnych i przekazanie cennych informacji serdecznie dziękuję, Marii Kędzior- siostrze Jana Karaszewskiego i jego córce Wiesławie Kita .

 

Edmund Zioła

Dodaj komentarz